środa, 18 czerwca 2008

PJ Harvey - Is This Desire? - 1998











01. Angelene
02. The Sky Lit Up
03. The Wind
04. My Beautiful Leah
05. A Perfect Day Elise
06. Catherine
07. Electric Light
08. The Garden
09. Joy
10. The River
11. No Girl So Sweet
12. Is This Desire?
Muszę się powstrzymać i nie zapełnić w całości tej recenzji podziękowaniami dla życzliwych mi osób, które poleciły mi zapoznanie się z jedną z najlepszych....napiszę, że nawet najlepszą artystką ostatnich lat. W momencie pisania tych słów mijają już dwa dni od Warszawskiego koncertu PJ Harvey na którym nie dane mi było być i nad czym to ogromnie ubolewam. W zamian za to rzuciłem się w wir jej magicznych pozycji z dyskografii i na dzisiejszy temat zajęć wybieram coś nie za mocnego, a jednocześnie nie będzie to na pewno White Chalk. Potulnie nie będzie.

Is This Desire? Jak sama zainteresowana wielokrotnie mówiła to ważny album z kilku względów, chociażby w powodu rozpadu jej związku z inną ikoną muzyki ostatnich lat Nickiem Cave’em. Łatwo więc się domyśleć, że teksty nie będą tutaj super-hurra-optymistyczne. Jest to też jej ulubiony krążek. ’’Tworzyłam (jak dla siebie) bardzo trudną muzykę, bardzo eksperymentalną, nigdy wcześniej tak nie grałam i dlatego jestem tak dumna z Is This Desire?. To najlepsza rzecz jaką zrobiłam...i może jaką dane mi było zrobić’’.

Pozwolę się nie zgodzić z tymi ostatnimi linijkami wypowiedzi, bo jak dla mnie kultowym momentem jej kariery jest raczej album Stories From The City, Stories From The Sea, ale to inna historia. W każdym razie faktycznie, PJ odsunęła nieco na bok wizerunek gwiazdy grającej ciężką w odbiorze, typową rockową muzykę wspomaganą czasem nie do końca profesjonalna produkcją w celu osiągnięcia lepszego efektu. Na Is This Desire Polly zaczyna zabawę z elektroniką (The Wind, Joy – po samym początku to brzmi nawet na jakieś rasowe Depeche Mode - albo No Girl So Sweet). Ten zabieg oczywiście wyszedł artystce na dobre. Utwory są przez to po prostu ciekawsze, pełne głębi i....bardziej chwytliwe co też ma znaczenie. To właśnie wspomniany The Wind trafił jako drugi singiel promujący dzieło do rozgłośni radiowych na początku 1999 roku. Wcześniej jednak PJ postanowiła, że płytę promować będzie coś co przypomina trochę wcześniejsze nagrania – mowa o jednym z mocniejszych punktów płyty (zarówno mocnym muzycznie jak i moim osobistym faworycie), utworze A Perfect Day Elise. To jednak nie single są prawdziwymi skarbami płyty. Zanim dojdę do największego trzeba koniecznie zatrzymać się już na samym początku. Komu podobał się utwór Angelene, który został zaprezentowany rok temu w Teatrze Roma ma potrzeby płyty MTV Unplugged przez zespół Hey z gościnnym udziałem Agnieszki Chylińskiej, ten z pewnością jeszcze bardziej pokocha oryginał. Genialne organowe tło (pojawi się znów w numerze ósmym – The Garden), akompaniament fortepianu i głos PJ, który z minuty na minutę staję się coraz silniejszy prowadząc nas do finału. Trudno mi napisać o czym myślę słuchając tego numeru...chyba o tym by ktoś-kiedyś tworzył jeszcze tak piękne piosenki. Angelene to trzeci, ale tylko promocyjny singiel z płyty. Drugim, najważniejszym utworem na Is This Desire? jest kompozycja The River. Zanim jednak do niej dojdziemy płyniemy przez morze dźwięków jakie funduje nam Polly. Początek płyty to prawdziwy mieszaniec. Spokojniejsze momenty graniczą z dość demonicznie brzmiącymi i krótkimi The Sky Lit Up i My Beautiful Leah (te klawisze!). Jest też ''dudniące'' i mocno basowe Catherine w którym to całkiem przyjemny motyw wyłania się z początkowego ''cichego hałasu'' (tak, tak, tak! Dokładnie o to mi chodzi! – jeśli chcecie wiedzieć co mam na myśli.....pozostaje tylko posłuchać płyty). Szkoda, że przed apogeum albumu pojawia się wyprany chociażby z odrobiny melodyjności, zagrany tylko i wyłącznie na basie Electric Light, który można potraktować trochę jak interludium albo jakiś hidden track. The River stało się moim ulubionym numerem już za pierwszym przesłuchaniem. W tym momencie jest to również najściślejsza czołówka numerów PJ, a co za tym idzie – top wszechczasów. Dosyć przygnębiający utwór – ''Like a pain in the river and the pain in the'' oparty na cudownym motywie fortepianowym, głębokim basie i w kilku miejscach kapitalnie wpasowującej się w całość sekcji dęciaków – naprawdę do szczęścia nie trzeba nic więcej. Swoją drogą teksty związane z wodą bardzo dobrze wpływają na kompozycje Pani Harvey (patrz. Down By The Water). Na przełamanie tego traumatycznego numeru dostajemy mocne No Girl So Sweet – i tytuł chyba mówi wszystko jak to tam gra. Na koniec jeszcze numer tytułowy. ''Potargany'' rytm, wykonany prawie accapella. Trochę niesatysfakcjonujące zamknięcie wspaniałej płyty.

Szkoda, że w swoim czasie album ten nie został doceniony na tyle ile powinien, a to właśnie po Stories From The... i To Bring You My Love, Is This Desire? Najbardziej w tym momencie popularna i ceniona pozycja w dyskografii Brytyjki (identycznie to wygląda i u mnie) Sięgam do niej z taką samą częstotliwością co do dwóch wyżej wymienionych. Brakuje mi tam trochę polotu z wcześniejszej i kolejnej płyty, jest też (jak to wspomina sama PJ) miejsce na pierwszy poważny eksperyment jej twórczości, a więc są jakieś drobne skutki uboczne, ale mimo tego pacjent ma się znakomicie. To płyta osobista, która po pierwszym kontakcie z słuchaczem może wydać się ''skromną'', ale po to są płyty by słuchać ich kilka razy. I kiedy dojdziecie do samego jej środka odpowiecie twierdząco na pytanie zadane w jej tytule. Będziecie pożądać jej dźwięków.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Dodam jeszcze, że na pierwszym singlu A Perfect Day Elise są cztery utwory- "The Bay" (pada w niej pytanie Is this love in the grave?),
"The Norwood" i (mój faworyt, który powinien znaleźć się na Is this desire?) "Sweeter That Anything" plus jeden utwór instrumentalny.
Zgodzę się do znaczenia wody w piosenkach Polly, ale nie pojawia się ona dopiero na TBML, ale już na Dry jest mroczne Fountain, czy drapieżne Water.
Przyznaję, że moje pierwsze zetknięcie z płytą było krótkie, szybkie i natychmiast ją porzuciłam, wydawała mi się taka mało PJ-owa. Z czasem doceniłam magię tego albumu.