niedziela, 22 czerwca 2008

Pet Shop Boys - Actually - 1987











01. One More Chance
02. What Have I Done To Deserve This
03. Shopping
04. Rent
05. Hit Musicc
06. It Coouldn't Happen Here
07. It's A Sin
08. Heart
09. I Want To Wake Up
10. King's Cross

W latach 80 nie było jeszcze tak traumatycznego zjawiska jak ''syndrom drugiej płyty'', który obecnie jest chyba najpopularniejszym terminem muzycznym obok ''zespół kategorii emo''. Po bardzo dobrze przyjętym albumie Please (a może raczej singlu West End Girls?) Pet Shop Boys postanowili szybko wziąć się do pracy i sprawić by nie zapomniano o nich zbyt szybko i nie zakwalifikowano do kategorii ''One hit wonder''.

Przerwa między obiema pozycjami to niecałe półtora roku, w tym czasie na rynku zdążyła pojawić się jeszcze kompilacja Disco, zawierająca zremixowane kompozycje z Please. Sytuacja przy nagrywaniu Actually była o tyle łatwiejsza, że grupa miała już dużo zaoszczędzonego materiału, który nieprzerwanie powstawał w przeciągu lat 81-85. Przy ostatecznym układaniu tracklisty wykorzystano dwie takie kompozycje, One More Chance, Rent oraz It's A Sin. Jakby świadom niedociągnięć produkcyjnych swojego debiutu, duet postanowił zatrudnić tym razem aż 5 różnych producentów (w tym Stephana Hague, pierwszoplanową postać z Please), ale i postanowił pobawić się nad ostateczną obróbki Actually.
Dziś płyta ta jest drugim najlepiej sprzedającym się krążkiem grupy na świecie, ale być może najbardziej znanym ze względu na swoją zawartość. Znów sukces całości zależał odpowiedniego wypromowania całości zanim jeszcze album trafił na półki sklepowe. It's A Sin, poświęcony tematyce religijnej jest swego rodzaju protest-songiem, odnoszącym się do lat spędzonych przez wokalistę w St. Cuthbert School w Newcastle, gdzie absolutnie nie akceptowana było odmienność seksualna i panowała homofobia. It's A Sin porusza się w tym wypadku temat wiary w Boga i trudnych pytań, na które nie dostaje się odpowiedzi. Utwór oparty na ścianach orkiestralnych i tworzących ponury klimat średniowiecza syntezatorów nie tylko wywołał spore poruszenie swoją warstwą tekstową, ale stał się wielkim przebojem na miarę West End Girl, choć w Stanach Zjednoczonych skończył na 9 miejscu listy. Zgodnie z ówczesnym trendem na dwa miesiące przed premierą do sklepów trafił kolejny singiel pod tytułem What Have I Done To Deserve This. Był totalnie inny od poprzednika. Nawiązujący do stylistyki lat 60, przepełniony dzwonkami, pogodnym nastrojem i ciekawie zabarwiony saksofonowymi wstawkami pomógł odzyskać popularność Brytyjskiej piosenkarce Dusty Springfield, która po wielu latach niepowiedzeń wróciła na scenę i zgodziła się użyczyć głosu do numeru. Po raz kolejny singiel grupy dociera do ''trójek'', zarówno w UK jak i USA.

Actually to rzeczywiście chyba najbardziej naszpikowany hitami album grupy. Sam zespół nie dawno postanowił odświeżyć trochę pomysł na muzykę z tamtego okresu i w wydanym w 2006 roku singlu Minimal wykorzystał ten sam patent co w piosence Shopping - czyli przeliterowywany refren. Trzeba przyznać, że efekt był znakomity, a na koncertach furorę robiła połączona wersja obu piosenek.
Wracając do płyty.Oprócz wspomnianych wyżej singli znaleźć można tam urzekającą balladę Rent z popisowym podkładem bębnów, albo dynamiczny, najbardziej dyskotekowy przebój grupy w historii - Heart - ze słynnym ''wołającym'' samplem. Uwagę przykuwa też teledysk kręcony na podobieństwo filmu Nosferatu, kręcony na terenie obecnej Słowenii, w którym to wampir (w tej roli Ian McKellen znany z ról Gandalfa albo Magneto) ściąga do swojej posiadłości dwójkę nowożeńców i przywłaszcza (poprzez hipnozę) sobie partnerkę wokalisty. Heart uznawany jest za najlepszy teledysk grupy, posiadający momenty grozy, ale głównie nie odchodzący od swojego komediowego przekazu. Reżyserem video jest Jack Bond, pracujący w tym okresie z grupą nad ich własnym filmem It Couldn't Happen Here, który w dużej mierze zawiera piosenki z Actually.
Tytułowy kawałek to najbardziej egzotyczna pozycja jak dotąd w dyskografii pary Tennant/Lowe. Prezentuje on zespół z bardziej stonowanej strony, brzmi raczej jak operowy standard niż popowy numer. Wszystko za sprawą współpracy Angelo Badalamentiego, dla którego nie będzie to jak się później okazało ostatni kontakt z Pet Shop Boys.
Drugim chłodnym i spokojnym kawałkiem jest zamykający całość King's Cross, jak sama nazwa wskazuje opowiada on o dworcu kolejowym o tej samej nazwie. W swoim czasie przymierzany był nawet na singla, po tragicznych wydarzeniach z końca 1987 roku, w których to spłonął prawdziwy dworzec. Pieniądze, że sprzedaży miały zostać przeznaczone na jego odbudowę. Plany te jednak nie doszły do realizacji.
Cofnijmy się jeszcze na chwilę do początku płyty, gdzie pojawia się odświeżony na nowo pierwszy, niskonakładowy singiel grupy One More Chance. Tym razem w dłuższej wersji, przypominający z początku późniejsze dokonania grupy Yello, która jakby pożyczyła z tej piosenki partie bębnów, ''skrzeczące'' sample oraz wszystkie motoryzacyjne wstawki. Na albumie Flag z 1988 wszystkie te rzeczy znaleźć można w utworach The Race oraz Tied Up.

Actually ukazało już w pełni rozwinięty zespół grający muzykę pop najlepszego gatunku. Współpraca Juliana Mendelsona czy też Sheppa Pettibone pozwoliła do perfekcji doprowadzić produkcję płyty i mimo, że w warstwie instrumentalnej album nie różni się zbyt mocno od Please to słucha się zdecydowanie lepiej. Brzmienie jest bogatsze i bardziej szczegółowe. Repertuar został urozmaicony i oprócz numerów, które spokojnie mogłyby zostać przypasowane do Please (One More Chance, I Want To Wake Up) zawiera naprawdę pionierskie kompozycje w stylu It's A Sin czy It Couldn't Happen Here.
Warto dodać, że pozycję Pet Shop Boys na rynku przypieczętowało dodatkowo wydanie w Święta roku 1987 singla Always On My Mind, który z niewyjaśnionych przyczyn znalazł się dopiero na płycie Introspective. Actually było pod każdym względem strzałem w 10. Przełamało stereotyp, że muzyka pop/dance to atut zespołów ''bujnych czupryn'' w kolorowych i tandetnych koszulach, śpiewających o miłości w swoich błahych i monotonnych tekstach. Pop stał się również domeną dżentelmenów. Nie wierzycie? Zacznijcie od okładki...



Brak komentarzy: