poniedziałek, 29 września 2008

Notowanie 95 (27.09.08)

AP. PP. LT.

01. 01. 03. TV On The Radio - Halfway Home

02. 03. 04. Roisin Murphy - Slave To Love
03. 07. 02. The Verve - Rather Be
04. 02. 06. Guillemots - Kriss Kross
05. 22. 02. Calexico - Two Silver Trees
06. 05. 05. Kings Of Leon - Sex On Fire
07. 06. 10. Beck - Chemtrails
08. 04. 05. Oasis - The Shock Of Lightning
09. 09. 07. Kings Of Leon - Crawl
10. 08. 09. The Kills - Last Day Of Magic

11. 12. 08. Enigma - La Puerta Del Cielo
12. 14. 11. Nick Cave & The Bad Seeds - Midnight Man
13. 10. 11. Interpol - Rest Of My Chemistry
14. 13. 10. Radiohead - House Of Cards
15. 11. 14. The Verve - Love Is Noise
16. 19. 10. Marillion - Whatever Is Wrong With You
17. 17. 05. Metallica - The Day That Never Comes
18. 20. 07. Muchy - Wyścigi
19. 15. 12. The Cure - Sleep When I'm Dead
20. 24. 04. Coldplay - Yes/Chinese Sleep Chant

21. 18. 06. Sparks - Strange Animal
22. 26. 04. Strachy Na Lachy - Po Prostu Pastelowe
23. 16. 08. Foo Fighters - Come Alive
24. 25. 03. Cyndi Lauper - Same Ol' Story
25. 21. 08. UNKLE - Cut Me Loose
26. 27. 09. Deerhunter - Agoraphobia
27. 23. 13. The Raconteurs - Many Shades Of Black
28. 31. 03. Portishead - We Carry On
29. 34. 02. Silver Rocket - Coil
30. 35. 03. Ladytron - Runaway

31. 44. 02. M83 - Kim & Jessie
32. NE. 01. The Cure - The Perfect Boy
33. 29. 12. Duffy - Warwick Avenue
34. 28. 17. Elbow - An Audience With The Pope
35. NE. 01. Death Cab For Cutie - Cath...
36. 30. 15. R.E.M. - Sing For The Submarine
37. 32. 07. The Ting Tings - Great DJ
38. 33. 13. The Last Shadow Puppets - Standing Next To Me
39. 43. 02. Travis - Something Anything
40. 59. 02. R.E.M. - Man Sized Wreath

41. 42. 05. Hooverphonic - 50 Watt
42. 38. 13. Goldfrapp - Caravan Girl
43. 36. 15. Portishead - The Rip
44. 45. 03. Out Of Tune - Plastikowy
45. 40. 06. Moby - The Stars
46. NE. 01. The Gutter Twins - Down The Line
47. 39. 12. Tricky - Slow
48. NE. 01. Cold War Kids - Something Is Not Right With Me
49. 49. 02. Gavin Rossdale & Shirley Manson - The Trouble I'm In
50. 41. 06. Late Of The Pier - Heartbeat

51. 52. 09. Fleet Foxes - White Winter Hymnal
52. 55. 02. Isa & Filthy Tongues - Big Star
53. 37. 16. The Dresden Dolls - Lonesome Organist Rapes Page-Turner
54. 46. 17. Roisin Murphy - Movie Star
55. 48. 16. Tindersticks - The Hungry Saw
56. 50. 13. Primal Scream - Can't Go Back
57. 51. 07. The Zutons - Always Right Behind You
58. NE. 01. Kaiser Chiefs - Never Miss A Beat
59. 62. 02. Keane - Spiralling
60. 47. 16. The Cure - Freakshow

61. 53. 10. Bloc Party - Mercury
62. 58. 22. Nick Cave & The Bad Seeds - More News From Nowhere
63. 61. 21. Coldplay - Viva La Vida
64. 60. 12. Gabriella Cilmi - Sweet About Me
65. 64. 04. The Fratellis - Look Out Sunshine
66. 54. 17. Morrissey - All You Need Is Me
67. 56. 17. The Good, The Bad And The Queen - The Good, The Bad And The Queen
68. 57. 14. The Fratellis - Mistress Mabel
69. 63. 25. Interpol - Pioneer To The Falls
70. 67. 19. M83 - Graveyard Girl

Z listy wypadły:


z 65 - Stolen Babies - A Year Of Judges - po 9 tyg.
z 66 - Lowe - A 1000 Miles - po 12 tyg.
z 68 - Duran Duran - Skin Divers - po 10 tyg.
z 69 - Czesław Śpiewa - Mieszko I Dobrawa Jako Początek Państwa Polskiego - po 8 tyg.
z 70 - Amy Macdonald - Poison Prince - po 14 tyg.

sobota, 27 września 2008

Oasis - Dig Out Your Soul - 2008










01. Bag It Up
02. The Turning
03. Waiting For The Rapture
04. The Shock Of The Lightning
05. I'm Outta Time
06. (Get Off Your) High Horse Lady
07. Falling Down
08. To Be Where's The Life
09. AIn't Got Nithin'
10. The Nature Of Reality
11. Soldier On

Zaczęło jak zwykle to bywa w ostatnich latach. Na kilkanaście tygodni przed premierą zacząłem powoli ekscytować się nową produkcją kwartetu z Manchesteru i smak 'tamtych dni'' wrócił na dobre do mojego pokoju. Cytując fragment jednego z nowych utworów na Dig Out Your Soul, ''someone tell me i'm dreaming'', kiedy najpierw pochwaliłem się, że czekam na następce Don't Believe The Truth, a potem uporczywie zmagałem się z argumentami podważającymi sens istnienia tego zespołu w obecnych czasach i moją opinie sugerującą, że teraz jest czas na back to the 90's. Ale ja się nie myliłem.
Do 6 października w momencie pisania tych słów zostało jeszcze kilka dni, ale ja już słyszę głosy - ''
beatelsomania do potęgi''. Zastanawiam się w tym momencie czy warto na okrągło tym hasłem zaczynać wszystkie wywody na temat muzyki anglików, skoro robią ją już od prawie 15 lat i może zasługują na własny termin - ''Oasisomania''? Takie bowiem zjawisko zapanuje za tydzień, kiedy Dig Out Your Soul oficjalnie trafi do sprzedaży. Przy całym tym typowo marketingowym zamieszaniu pozwolę sobie pozostać tradycjonalistą i zapytam sam siebie co takiego pozostało w muzyce braci Gallagherów, że naprawdę warto rozważyć kupno tego krążek?

Siódmy studyjny krążek formacji zasługuje na środkową półkę u każdego kolekcjonera. Spełniają wszystkie normy, nie wybijając się poza szereg w żadną ze stron. Nadal są bardzo brytyjscy, a doskonale to słychać w jedynej balladzie z prawdziwego zdarzenia - I'm Outta Time - gdzie nawet sam John Lennon. Dla przełamania schematu biorą się za blues rocka, pobrzmiewającego zarówno w otwierającym całość Bag It Up, czyli takiej stonowanej, ale jednak petardzie z mistrzowskim outro i już niestety mniej udanego (Get Off Your) High Horse Lady, jedynego naprawdę nużącego momentu Dig Out Your Soul. Rozumiem, że wielu za owe nużące momenty mogłoby jeszcze wskazać dość wtórne (bo zajeżdzające na kilometr The Hindu Times) To Be Where's The Life i ''piosenki jak każde'' drzemiące w The Nature Of Reality i Ain't Got Nothing', ale tam kryje się przecież ten pierwotny i zawsze modny element - melodia. To pierwiastek ceniony w twórczości Oasis tak mocno, że nie raz stawiany ponad wszystko inne. Tu będzie identycznie. W dodatku będzie nawet mrocznie. Już po pierwszym przesłuchaniu daje się wszak odczuć ''ciężkość'' bijącą z płyty. Nie jest to bynajmniej czymś nagannym. Wiele utworów opartych jest na powolnym stukaniu w perkusje, a gitarowe riffy bez walki poddają się tej koncepcji. Wyjątkiem jest całkiem skoczny pierwszy singiel (The Shock Of The Lightning) z bardzo dopracowaną grą perkusji i retro klawiszami. Dalsze numery to jednak podobna szkoła jazdy. Zespół nie grzebie zbytnio w aranżacjach (aczkolwiek imitacja chóru w The Turning nadaje całości sakralno-demonicznego powera). Serwuje muzykę prostą, bez większych udziwnień, całkiem hipnotyzującą (Soldier On), co powoduje, że jeżeli Dig Out Your Soul nie powali cię swoim brzmieniem po dwóch lub trzech przesłuchaniach, to bez wyrzutów sumienia możesz wystawić ją na allegro.

Zapuść CD podczas wieczoru z kumplami z zadymionym barze przy kuflu dobrego angielskiego piwa - w takim miejscu ta muzyka zabrzmi najlepiej. Niby nie sprawdziłem tego osobiście, ale staram się w ten sposób udowodnić, że Dig Out Your Soul jest niezwykle łatwy do sklasyfikowania i opisania. Człowiek dąży do ciągłego rozwoju, a Oasis pod tym względem są już raczej wypaleni. Całkiem niedawno sami oddali pałeczkę grupie Coldplay i przynajmniej na papierze nie są królami angielskiego rocka. Za co więc ich kochać? Za to, że są? Tak, to jest idea, a nawet więcej - to jest prawda. Oj wiem, to dziwne co piszę. Wręcz nie przystoi tego publikować. Prawda więc szokuje, ale za każdym razem kiedy załączę Dig Out Your Sould i wytrzymam z nim standardowe 45 minut (jeszcze nie słuchałem limitowanej edycji z masą niepublikowanego materiału) będę wystarczająco usatysfakcjonowany tym co usłyszałem. Widać po to Pan stworzył Oasis by na starość grali do kotleta, ale za to w jakim stylu!

PS - Wbrew wszelkim zwrotom użytym w powyższych tekście, moja opinia jest pozytywna, a Dig Out Your Soul jest najlepszym ich dziełem w 21 wieku i w sumie od tego zdania trzeba było zacząć.


niedziela, 21 września 2008

Queen + Paul Rodgers - The Cosmos Rocks










01. Cosmos Rockin
02. Time To Shine
03. Still Burnin
04. Small
05. Warboys (A Prayer For Peace)
06. We Believe
07. Call Me
08. Voodoo
09. Some Things That Glitter
10. C-lebrity
11. Through The Night
12. Say It's Not Truth
13. Surf's Up....School's Out!
14. Small (Reprise)

15 września wpadł w moje ręce 16 studyjny...a może raczej 1 studyjny (?) krążek formacji Queen + Paul Rodgers. Przeżegnałem się i załączyłem. Takie zachowanie było koniecznie, liczyłem bowiem w duchu, że powrót Maya i Taylora jest czymś więcej niż serią koncertów uświetnioną od czasu do czasu albumem (Return Of Champions), a studyjne dzieło obali mit 60 latka na emeryturze. Po zapoznaniu się z porcją muzyki przygotowanej przez naszych bohaterów zrozumiałem jednak, że i tym razem wielki comeback będzie (jak to często niestety bywa) wydarzeniem jedynie popkulturowym, a nie muzycznym w stricte tego słowa znaczeniu. Bóg nie wysłuchał mojej modlitwy. A skoro Bogiem był Freddie Mercury...

Kończąc wyżej widniejąca myśl - Rogers nie jest Freddiem, nie małpuje jego wokalu, nie naśladuje jego stylu i absolutnie odcina się od jego scenicznych zachowań. Wokal ma dobry, dopasowany do nowej koncepcji brzmienia anglików. Queen+ startuje więc w zupełnie nowej jakości, a jego jedynym obciążeniem pozostaje fakt, że basista John Deacon pokiwał całemu projektowi palcem.
Chłopcy są więc wyluzowani, nadal grają tak jak ''wtedy'', ale niestety... - i tu zaczynają się schody. Muzyka zawarta na Cosmos Rocks nijak ma się do oczekiwań moich, jak i pewnie wielu setek fanów . To krótko mówiąc hard rock, bardzo głęboko zakorzeniony w tradycji lat 70. Jak tu więc mówić o oryginalności? Nie mam nic przeciwko inteligentnemu odgrzewaniu starszych idei i patentów, ale widocznie skład Queen+ nie jest w tym specjalistą. Cosmos Rockin' czy Still Burnin' mogą wywołać emocję, ale tylko u naszych dziadków, którym w dodatku wmówimy, że to NAPRAWDĘ nie są starsze płyty Queen i Bad Company. Z tych ''gorętszych'' kawałków najlepiej prezentuje się singlowe C-lebrity. Fajny zapętlony riff i charakterystyczne chórki Maya i Taylora w refrenie. Just like real Queen. Szkoda, że tylko on potrafi ''wybujać'' słuchacza.

Zdecydowaną większość repertuaru wypełniają piosenki o mniejszej wybuchowości tzw ballady. I o ile potrafię znieść najładniejsze z nich czyli Say It's Not True (wydany w światowy dzień AIDS w grudniu 2007) oraz mocno ''postępujące'' We Believe, to reszta jest po prostu, zwyczajnie, najnormalniej w naszym pięknym świecie NUDNA!
Queen+ pomiędzy pierwszym, a czternastym numerem na płycie zagubił gdzieś umiejętność pisania dobrych melodii. Z niektórych momentów bije takie znużenie, że ciężko cokolwiek o nich napisać (Voodoo), z kolei inne brzmią jak parodia bluesowych, jarmarcznych przyśpiewek (Call Me). Serce boli również, gdy dochodzi się do wniosku, że wydało się pieniądze na rzecz, która od czasu do czasu wskazuje na inspiracje (?) wtórnym i bezpłciowym rynkiem amerykańskiego pop-rocka. Tak jest np. w Small - on jeszcze został odratowany w końcówce przez delikatne tło klawiszowe. Nie przypadkiem o tym piszę. Klawisze, które odgrywały wiele razy znaczącą rolę w przeszłości (nie wypada nawet przypominać o The Works), tutaj rozbrzmiewają tylko w dwóch numerach, wspomnianym Small i....dwuminutowym, zamykającym The Cosmos Rocks, Small (Reprise). Jest za to fortepian służący za podstawę tła do ''tych kilku bluesowo brzmiących'' numerów. To kolejna wada płyty. Aranżacje są zbyt skromne. Nie podważam opinii, że z zestawu: bębny, elektryk, bas, wokal nie da się stworzyć dobrej płyty. Queen+ to jednak nie wychodzi.

Aby nie psuć humoru potencjalnym słuchaczom tej płyty, mogę dodać na osuszenie łez, że to pewnie jedyny studyjny krążek tej formacji....no nie...to chyba nie o takie pocieszenie chodzi.
Konkretyzując, pod 13 numerem kryje się mała niespodzianka, utwór Surf's Up....School's Out. Rodgers i koledzy wreszcie coś kombinują. Są nawet syntezatory - czyli już 3 klawiszowe numery jak łatwo policzyć. Sur'fs jest dość mocno zagrane, posiada kilka zmian tempa i rytmu, ale to by było na tyle.
Między nami mówiąc, to jeśli The Cosmos Rocks miał być rockowym kosmosem, to z przykrością stwierdzam, że od najlepszych dokonań macierzystej formacji dzielą go lata świetlne.
Nie powinienem może być zbyt brutalny i nie porównywać nowych utworów zarówno do dokonań Queen jak i innych grup związanych z każdym z muzyków, który bierze udział w tym projekcie, ale to rzecz naturalna. Nie można zapomnieć skąd ci muzycy się wywodzą, jakie mają umiejętności. ''Sami tego chcieli'' - kołacze mi się w myślach. Oni może chcieli, ja nie. Nie w takim stylu.

Notowanie 94 (20.09.08)

AP. PP. LT.

01. 08. 02. TV On The Radio - Halfway Home
02. 01. 05. Guillemots - Kriss Kross
03. 02. 03. Roisin Murphy - Slave To Love
04. 04. 04. Oasis - The Shock Of Lightning
05. 03. 04. Kings Of Leon - Sex On Fire
06. 05. 09. Beck - Chemtrails
07. NE. 01. The Verve - Rather Be
08. 06. 08. The Kills - Last Day Of Magic
09. 10. 06. Kings Of Leon - Crawl
10. 07. 10. Interpol - Rest Of My Chemistry

11. 09. 13. The Verve - Love Is Noise
12. 14. 07. Enigma - La Puerta Del Cielo
13. 11. 09. Radiohead - House Of Cards
14. 15. 10. Nick Cave & The Bad Seeds - Midnight Man
15. 12. 11. The Cure - Sleep When I'm Dead
16. 13. 07. Foo Fighters - Come Alive
17. 19. 04. Metallica - The Day That Never Comes
18. 20. 05. Sparks - Strange Animal
19. 18. 09. Marillion - Whatever Is Wrong With You
20. 22. 06. Muchy - Wyścigi

21. 16. 07. UNKLE - Cut Me Loose
22. NE. 01. Calexico - Two Silver Trees
23. 17. 12. The Raconteurs - Many Shades Of Black
24. 29. 03. Coldplay - Yes/Chinese Sleep Chant
25. 25. 02. Cyndi Lauper - Same Ol' Story
26. 32. 03. Strachy Na Lachy - Po Prostu Pastelowe
27. 27. 08. Deerhunter - Agoraphobia
28. 21. 16. Elbow - An Audience With The Pope
29. 24. 11. Duffy - Warwick Avenue
30. 23. 14. R.E.M. - Sing For The Submarine

31. 37. 02. Portishead - We Carry On
32. 26. 06. The Ting Tings - Great DJ
33. 30. 12. The Last Shadow Puppets - Standing Next To Me
34. NE. 01. Silver Rocket - Coil
35. 39. 02. Ladytron - Runaway
36. 28. 14. Portishead - The Rip
37. 33. 15. The Dresden Dolls - Lonesome Organist Rapes Page-Turner
38. 34. 12. Goldfrapp - Caravan Girl
39. 36. 11. Tricky - Slow
40. 42. 05. Moby - The Stars

41. 35. 05. Late Of The Pier - Heartbeat
42. 47. 04. Hooverphonic - 50 Watt
43. NE. 01. Travis - Something Anything
44. NE. 01. M83 - Kim & Jessie
45. 50. 02. Out Of Tune - Plastikowy
46. 38. 16. Roisin Murphy - Movie Star
47. 40. 15. The Cure - Freakshow
48. 44. 15. Tindersticks - The Hungry Saw
49. NE. 01. Gavin Rossdale & Shirley Manson - The Trouble I'm In
50. 43. 12. Primal Scream - Can't Go Back

51. 31. 06. The Zutons - Always Right Behind You
52. 48. 08. Fleet Foxes - White Winter Hymnal
53. 41. 09. Bloc Party - Mercury
54. 51. 16. Morrissey - All You Need Is Me
55. NE. 01. Isa & Filthy Tongues - Big Star
56. 45. 16. The Good, The Bad And The Queen - The Good, The Bad And The Queen
57. 46. 13. The Fratellis - Mistress Mabel
58. 52. 21. Nick Cave & The Bad Seeds - More News From Nowhere
59. NE. 01. R.E.M. - Man Sized Wreath
60. 54. 11. Gabriella Cilmi - Sweet About Me

61. 57. 20. Coldplay - Viva La Vida
62. NE. 01. Keane - Spiralling
63. 55. 24. Interpol - Pioneer To The Falls
64. 56. 03. The Fratellis - Look Out Sunshine
65. 49. 09. Stolen Babies - A Year Of Judges
66. RE. 12. Lowe - A 1000 Miles
67. 60. 18. M83 - Graveyard Girl
68. 59. 10. Duran Duran - Skin Divers
69. 58. 08. Czesław Śpiewa - Mieszko I Dobrawa Jako Początek Państwa Polskiego
70. 53. 14. Amy Macdonald - Poison Prince


Z listy wypadły:

brak

czwartek, 18 września 2008

Oasis - Definitely Maybe - 1994










01. Rock 'N' Roll Star
02. Shakermaker
03. Live Forever
04. Up In The Sky
05. Columbia
06. Supersonic
07. Bring It Down
08. Cigarettes & Alcochol
09. Digsy's Dinner
10. Slide Away
11. Married With Children

Oasis dotrzymali słowa - żyją wiecznie. Żyją, mimo iż kilku możnych tego świata nie jeden raz chętnie skopało by im tyłek. Jedni (Ci, którzy dziś im zaczynają wybaczać) za to co potrafili zaserwować publice na przełomie wieków, a drudzy (Ci bardziej konserwatywni) za fakt, że grupa bezczelnych kolesi z Manchesteru w połowie lat 90 wdarła się na fotel najlepszej rockowej kapeli wszech czasów zostawiając w tyle ''tych wszystkich Beatlesów''. Po latach zdają się odzyskiwać formę, czego mam nadzieję dowodem będzie nowa płyta - w momencie pisania tych słów zapewne już przemycana z centrali do światowego obiegu pirackiego.

A jak to było z nimi na początku? Wedle najmądrzejszych porzekadeł ''Na początku był chaos''. Bracia Gallagher lubią czytać mitologię (tak jak niżej podpisany) i z chęcią przenieśli jej nauki na swój debiutancki album. Kto bowiem wywołał chaos singlami Supersonic, Shakermaker czy też Live Forever wydanymi gdzieś w 1994 roku, dając alternatywę Brytyjczykom w postaci wyboru kapeli na parkiet i rodzinne spotkanie przy niedzielnym obiedzie (Blur, Pulp) i stadionowej grupy z prawdziwego zdarzenia, pierwszej tak zajebistej od czasów The Stone Roses? Kto nagrał płytę, gdzie w jasny i czytelny sposób mówi nam jakie są najwspanialsze używki doczesnego świata (Cigarettes & Alchochol) I kto w końcu lepiej utożsamiany był z gestem środkowego palca? Tylko Oasis.

Bez wątpienia do najbardziej energicznego setu koncertowego muzyki XX wieku wybrałbym kilka pozycji z Definitely Maybe. Album nie pozwala się nawet dobrze rozgrzać przed odsłuchem, bo od samego początku atakuje nas niezwykle soczyste gitarowe grania w postaci Rock 'n' Roll Star i Shakermaker. Ten pierwszy z powodzeniem wyprowadzi z depresji nawet najbardziej nieudolny zespół rockowy, a drugi przypomni tejże grupie dobrą szkołę tworzenia progresywnych akordów (tzw. twelve-bar blues). Następnego w kolejce Live Forever nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. To przy klipie do tego numeru ludzie podważali prawa fizyki i powracali do zabawy w piaskownicy. Utwór, który być może nie powstał by nigdy gdyby w 1991 roku Noel Gallagher nie złamał nogi, ruszył sumienie narodu (trzeba bowiem wiedzieć, że na rynku grasowali wtedy rozbójnicy pokroju Doop i Take That) i sprzedał się w liczbie pozwalającej cieszyć się miejscem w top 10 Brytyjskiej listy przebojów, która wtedy jeszcze COŚ znaczyła. W dodatku nie oszukujmy się. Kto by nie poszedł na barykady za słowami:
I think you're the same as me
We see things they'll never see
You and I are gonna live forever
We're gonna live forever
No kto? Szczególnie, że jesteśmy w Anglii, są lata 90 i jest źle, jak zawsze. Popularność singla przyniosła niespotykane dotąd wyniki w sprzedaży płyty kompaktowej. Nikt wcześniej nie miał na tyle siły przebicia by w ciągu czterech dni stać się ulubieńcem ponad 100 000 tys. mieszkańców Wysp. Świat pokochał Oasis, zespół, który w bezpretensjonalny sposób zgwałcił scenę pop/rockową i ustalił nowy porządek w mediach - teraz nawet najbardziej szorstcy i szpetni mogą być na szpicu MTV.

Grając britpopa grupa nie miała zbytnio odległych korzeni od innych pionierów tej sztuki, w repertuarze ''z tej beczki'' warto wsłuchać się dwa skoczne walczyki, nie pozwalające zapomnieć w jakim jesteśmy kraju. Digsy's Dinner mógłby dziś uchodzić za hymn ery, podobnie jak akustyczny Married With Children (hołd dla pewnego prześmiewczego serialu z USA?) - najbardziej melancholijny moment dzieła. W ramach wyjścia poza ''szkielet'' i standardy jest jeszcze jeden nurt doładowania. Po załączeniu Columbii przez 6 minut nie tylko biję się w pierś powtarzając sobie, że od jutra uczę się grać na gitarze - ale co ważniejsze - dostrzegam spore wpływy bardzo popularnego w okresie przełomu lat 80 i 90 shoegazingu i muzyki noise. Przypływ tego wrażenia potęguje ukryte prawie na samym końcu Slide Away, którego plany wydania na singlu zostały stanowcze skwitowane przez wokalistkę: ''Jesteśmy debiutantami, nie możemy mieć pięciu singli z pierwszej płyty'' - gówno prawda. Oba w/w kawałki to po dziś dzień klasyki Oasis-owych koncertów.

Muszę być równie buńczuczny jak sami Oasis, aby napisać dobrą pointe. Tak, Definitely Maybe jest tym dotąd utopijnym dziełem muzyki rockowej, którego właśnie dziś szukasz! Zespół popchnął wielką kulę śnięgu, która z czasem zaczęła nabierać coraz to większej masy i na scenie z biegiem lat pojawiły się następne pokolenia ''robiące setkę i więcej w tydzień'' (czyt. wylansowali się na nich Artic Monkeys i przedstawili swoją wersje krążka z 1994 roku w nowoczesnych standardach - tak a propo to sorry, ale to już nie to samo. Nigdy nie załapałem do końca o co chodzi w Whatever People Say I Am, That's What I'm Not). Oasis byli swego czasu czymś więcej niż jedną płytą, byli kulturą. Definitely....bez ''maybe''.


4:13 Dream ujawniony

Jak podaje Polska strona The Cure nowy album 4:13 Dream, który ukaże się 27 października będzie zawierał 13 piosenek i tak jak niektórzy przewidywali zabraknie na nim granego podczas trasy koncertowej kawałka A Boy I Never Knew. Niespodzianek też nie ma - wbrew plotkom wszystkie single z płyty pojawią się na wydawnictwie. Ujawniona została także okładka nowego albumu (na zdjęcie).

Oto potwierdzona tracklista:


01. UNDERNEATH THE STARS
02. THE ONLY ONE
03. THE REASONS WHY
04. FREAKSHOW
05. SIRENSONG
06. THE REAL SNOW WHITE
07. THE HUNGRY GHOST
08. SWITCH
09. THE PERFECT BOY
10. THIS. HERE AND NOW. WITH YOU
11. SLEEP WHEN I'M DEAD
12. THE SCREAM
13. IT'S OVER

Warto zaznaczyć, że znany wcześniej z koncertów numer Baby Rag Dog Book został prawdopodobnie przemioniony na It's Over. Pozostaje mieć nadzieję, że A Boy I Never Knew również, pod zmienionym tytułem, zasilił 13 studyjny album brytyjczyków.

poniedziałek, 15 września 2008

Richard Wright 1943-2008

Dzisiaj świat obiegła tragiczna informacja o śmierci legendarnego członka brytyjskiej formacji Pink Floyd, jej klawiszowca Richarda Wrighta. Muzyk zmarł w swoim domu w wieku 65 lat. Stoczył krótką i niestety przegraną walkę z rakiem. Na ten rok planował swój trzeci solowy, a pierwszy od ponad 25 lat album...

Zostanie w naszej pamięci na zawsze jako człowiek, który tworzył najwspanialsze płyty wszechczasów z Dark Side Of The Moon, The Wall czy Division Bell na czele. Ciężko mi pisać o tym wydarzeniu, ciężko mi będzie teraz wrócić do muzyki Pink Floyd, której jednak na pewno warto posłuchać w tej smutnej chwili...

Myślę, że tydzień z muzyką legendarnego kwartetu będzie najlepszym hołdem jaki mogę oddać Richardowi w podziękowaniu za te wszystkie lata spędzone na scenie i za wprowadzenie mnie w świat rockowej muzyki najwyższej klasy. Czuję się po części jak sparaliżowany, wiedząc, że osoba odpowiedzialna chociażby za mój utwór życia nie nagra już żadnej kompozycji, nie wyruszy w trasę, nie podzieli się już z nikim częścią historii jaką jest z pewnością grupa Pink Floyd i wszystko co dookoła.

Wszystkie dobrego na nowej drodze...ŻYCIA, Richard...

niedziela, 14 września 2008

Notowanie 93 (13.09.08)

AP. PP. LT.

01. 04. 04. Guillemots - Kriss Kross

02. 10. 02. Roisin Murphy - Slave To Love
03. 01. 03. Kings Of Leon - Sex On Fire
04. 03. 03. Oasis - The Shock Of Lightning
05. 02. 08. Beck - Chemtrails
06. 08. 07. The Kills - Last Day Of Magic
07. 05. 09. Interpol - Rest Of My Chemistry
08. NE. 01. TV On The Radio - Halfway Home
09. 09. 12. The Verve - Love Is Noise
10. 13. 05. Kings Of Leon - Crawl

11. 11. 08. Radiohead - House Of Cards
12. 06. 10. The Cure - Sleep When I'm Dead
13. 12. 06. Foo Fighters - Come Alive
14. 17. 06. Enigma - La Puerta Del Cielo
15. 18. 09. Nick Cave & The Bad Seeds - Midnight Man
16. 14. 06. UNKLE - Cut Me Loose
17. 07. 11. The Raconteurs - Many Shades Of Black
18. 16. 08. Marillion - Whatever Is Wrong With You
19. 24. 03. Metallica - The Day That Never Comes
20. 25. 04. Sparks - Strange Animal

21. 20. 15. Elbow - An Audience With The Pope
22. 22. 05. Muchy - Wyścigi
23. 15. 13. R.E.M. - Sing For The Submarine
24. 21. 10. Duffy - Warvick Avenue
25. NE. 01. Cyndi Lauper - Same Ol' Story
26. 26. 05. The Ting Tings - Great DJ
27. 32. 07. Deerhunter - Agoraphobia
28. 23. 13. Portishead - The Rip
29. 39. 02. Coldplay - Yes/Chinese Sleep Chant
30. 19. 11. The Last Shadow Puppets - Standing Next To Me

31. 28. 05. The Zutons - Always Right Behind You
32. 40. 02. Strachy Na Lachy - Po Prostu Pastelowe
33. 30. 14. The Dresden Dolls - Lonesome Organist Rapes Page-Turner
34. 27. 11. Goldfrapp - Caravan Girl
35. 29. 04. Late Of The Pier - Heartbeat
36. 31. 10. Tricky - Slow
37. NE. 01. Portishead - We Carry On
38. 33. 15. Roisin Murphy - Movie Star
39. NE. 01. Ladytron - Runaway
40. 34. 14. The Cure - Freakshow

41. 36. 08. Bloc Party - Mercury
42. 45. 04. Moby - The Stars
43. 49. 11. Primal Scream - Can't Go Back
44. 42. 14. Tindersticks - The Hungry Saw
45. 38. 15. The Good, The Bad And The Queen - The Good, The Bad And The Queen
46. 37. 12. The Fratellis - Mistress Mabel
47. 48. 03. Hooverphonic - 50 Watt
48. 47. 07. Fleet Foxes - White Winter Hymnal
49. 41. 08. Stolen Babies - A Year Of Judges
50. NE. 01. Out Of Tune - Plastikowy

51. 43. 15. Morrissey - All You Need Is Me
52. 46. 20. Nick Cave & The Bad Seeds - More News From Nowhere
53. 35. 13. Amy Macdonald - Poison Prince
54. 44. 10. Gabriella Cilmi - Sweet About Me
55. 50. 23. Interpol - Pioneer To The Falls
56. 51. 02. The Fratellis - Look Out Sunshine
57. 56. 19. Coldplay - Viva La Vida
58. 52. 07. Czesław Śpiewa - Mieszko I Dobrawa Jako Początek Państwa Polskiego
59. 53. 09. Duran Duran - Skin Divers
60. 54. 17. M83 - Graveyard Girl

Z listy wypadły:

z 55 - Lowe - A 1000 Miles - po 11 tyg.
z 57 - Ladyhawke - Paris Is Burning - po 8 tyg.
z 58 - The Hoosiers - Coops And Robbers - po 13 tyg.
z 59 - The Jesus And Mary Chain - All Things Must Pass - po 18 tyg.
z 60 - The Music - Strenght In Numbers - po 12 tyg.

sobota, 13 września 2008

Enigma - Seven Lives Many Faces - 2008











01. Encounters
02. Seven Lives
03. Touchness
04. The Same Parents
05. Fata Morgana
06. Hell's Heaven
07. La Puerta Del Cielo
08. Distorted Love
09. Je T'aime Till My Dying Time
10. Deja Vu
11. Between Generations
12. The Language Of Sound

Do płyt zjawisk typu Enigma podchodzę zawsze wyjątkowo zrelaksowany i w dobrym nastroju. Czemu? Ponieważ Enigma się nie zmienia. W ciągu 18 lat istnienia wykonała wszystkie swoje zadania (czyt. przede wszystkim zapoczątkowała New Age) i teraz może nagrywać na luzie, bez zbędnych obciążeń. Nie jest jednak nigdzie powiedziane, że odcina już kupony i przeniosła się na rynek kompilacji. O dobrej formie ma świadczyć premiera krążka Seven Lives Many Faces, następcy A Posteriori. Zaczyna się podobnie. Cretu przemyca w swojej muzyce wszystkie odcienie uczucia miłości i tajemnicy. Te dwie wartości odgrywają najistotniejszą rolę w warstwie lirycznej tej, jak i poprzednich sześciu płyt. Po za tym, żonglując kilkoma klasycznymi motywami wymyślonymi jeszcze za czasów albumu MCMXC A.D nie musi się martwić o nieplanowane wpadki przy tworzeniu kompozycji. Kolejny raz przenosi na pięciolinie muzyczne obrazy, które każdy marzyciel lubi oglądać. Trzeba tylko wcisnąć ''play''.

Z góry zakładam brak osoby (wliczając najwierniejszych sympatyków), która by nie była świadoma, że najwybitniejsze dokonania Enigma ma już za sobą. To już nie ta sama instytucja ustalająca (w latach 90) w jakim kierunku powinna podążać ambitna i feelingowa muzyka, szeroko rozumiana jako elektroniczna. Jednak raz (a nawet dwa!) ujawniony geniusz nigdy się w całości nie wypali. Cretu jest nawet w jeszcze lepszej sytuacji. Nie ma w swoim otoczeniu wielu konkurentów.
Po dość abstrakcyjnym i eksperymentalnym Voyageur i pełnym muzycznej alchemii A Posteriori na Seven Lives Many Faces daje się odczuć pewien ruch w stronę tych najbardziej klasycznych dokonań całej sceny New Age. Nic dziwnego, skoro album już kilka miesięcy temu został opisany jako wielokulturowy. Na takie coś czekałem, nie ukrywam. Enigma od dawien-dawna była moim łącznikiem między - nazwijmy to - muzyką tradycyjną, a taką, która szuka swoich źródeł w tradycji bliskiego wschodu, azji i w średniowiecznych klasztorach. Najbardziej namacalnym dowodem jest singlowa kompozycja La Puerta Del Cielo, zaśpiewana w dialekcie Katalońskim i ułożona na ramie charakterystycznego dla Eigmy beatu. Nie sposób nie pomyśleć podczas jej słuchania o pierwszych trzech pozycjach w dyskografii Cretu. Tuż obok singla, na płycie ukryty jest inny odnośnik w dawne czasy, numer Hell's Heaven. To walka tradycji i modernizmu, harmonii z Sadness i komputerowych pozostałości po Voyagerze. Seven Lives oferuje też coś nowego i przyszłościowego, nie tylko dla muzyki tworzonej przez Enigmę. Hip hopowe beaty, orkiestrowe smyki i dramatyczny nastrój jakiego nie można było oczekiwać od A Posteriori można usłyszeć w kompozycji tytułowej, znacznie różniącej się od reszty albumu. Bardzo podoba mi się również zabawa z gitarami (przewodni motyw w Touchness i znakomite elektryczne solo na Fata Morgana), tak jak i ekspresyjny wokal Andru Donaldsa i Michaela Cretu (brawa dla tego pierwszego za odważne wyznania w Distorted Love). Wyżej wymieniona dwójka tworzy parę, która użycza swoich strun głosowych praktycznie na każdej minucie SLMF. I to też jest swego rodzaju innowacja. Siódmy krążek Enigmy to prawdopodobnie jej najbardziej uwokalniony album.
Przez prawie 50 minut towarzyszy nam dodatkowo kilka wokalistek (nie ma wśród nich już Sandry i Ruth Ann) m.in. 13 letnia córka głównego bohatera tej recenzji. Cały zabieg zmiany kadry spowodował, że zmysłowość została zastąpiona ekspresyjnością (The Language Of Sound). Kto na siłę chce szukać tej pierwszej niestety musi pogodzić się z faktem, że najbardziej uwodzicielsko zabrzmi...paskudnie sztuczny sampel kobiecego głosu w Je T'aime Till My Dying Day. Ten utwór jest ponadto przejściem w bardziej wymyte z pomysłu zakątki SLMF - i tak już jest niestety do końca.
Na co tu jeszcze ponarzekać?....Brakuje mi motywów czysto instrumentalnych (nie licząc Encounters czyli intra zawierającego w sobie elementy i sample z poprzednich krążków - to taka tradycja) oraz kilku utworów w szybszym tempie. Czuję się również trochę oszukany, bo SLMF nie okazał się wcale płytą wybitnie otwartą na dźwięki świata. Jest dosyć typowo i wszelkich związków z kulturą światową należy dopatrywać się jedynie w francuskojęzycznych tytułach dwóch kompozycji.

Sympatyków ta płyta nie zawiedzie, natomiast nie przekonanych, wciąż będzie dręczyć swoim stoickim spokojem i niemożliwą do przełamania barierą, która nie pozwala wpleść do muzyki projektu nut, klarownie ułatwiających jej słuchanie i odbiór. W moim skromnym przekonaniu fani Enigmy odbierają muzykę trochę inaczej (mają swoją subkulturę odczuć) i to właśnie oni będą jedynymi adresatami tego krążka. Dołączy do nich tylko ten kto potrafi się skupić i czasem stawia emocje ponad całą tą muzyczną mozaikę. Ja stoję gdzieś pośrodku.

Seven Lives Many Faces And Myspace

Nowy album Enigmy Seven Lives Many Faces jest od wczoraj dostępny całkowicie za darmo do posłuchania w serwisie myspace.com. Michael Cretu ujawnił wszystkie 12 piosenek w pełnych wersjach. W formie fizycznej SLMF pojawi się w sklepach 22 września. Poprzedza ją singiel La Purta Del Cielo/Seven Lives. Za pośrednictwem oficjalnej witryny możliwe jest obejrzenie teledysków do obu numerów.

Adres, pod którym można zapoznać się z siódmym studyjnym krążkiem Michaela Cretu i jego gości - www.myspace.com/enigmaplanet

czwartek, 11 września 2008

Shirley Manson - Samson & Delilah


W poniedziałek 8 września swoją światową premierę miał nowy sezon popularnego serialu science-fiction Terminator: The Sarah Connor Chronicles. Utwór z tzw. ''czołówki'' pod tytułem Samson And Delilah wykonywany jest przez Shirley Manson, wokalistę amerykańskiej formacji Garbage, dla której jest to de facto pierwsze oficjalne solowe nagranie. Nie wiadomo na razie czy utwór znajdzie się na nowej płycie artystki (zapowiadanej pierwotnie już na maj 2008) chociażby w formie bonusowej. Oprócz wykonania piosenki, Manson gra również jedną z głównych ról w nowym sezonie produkcji.

Do tego czasu zapraszam na swojego chomika w celu poznania nagrania Samson And Delilah.

The Cure - Hypnagogic States [EP] - 2008











01 - The Only One
02 - Freakshow
03 - Sleep When I'm Dead
04 - The Perfect Boy
05 - Exploding Head Syndrome

Hypnagogic States jest smutnym potwierdzeniem zabobonu głoszącego, że muzyka jest często
proporcjonalnie ''udana'' co do okładki. W tym wypadku to porzekadło sięga głębiej. 13 maja zaczęła się wielka kampania promocyjna grupy. Plan był bardzo sympatyczny i pro-fanowski. Wydać 4 single przed premierą płyty, każdy 13 dnia kolejnego miesiąca. Kiedy zabrakło pomysłów (czyt. wszystko co mieli to wydali, a płyty jak nie było tak nie ma) trzeba było po raz kolejny skłonić fanów do wydania kilku funtów na EP-kę, która już teraz ma przypinkę największego zapychacza w dyskografii The Cure. Elementami Hypnagogic States są bowiem ciągle bardzo świeże nagrania singlowe, tyle tylko, że zremixowane przez sztab pewnych osób i wydanych w formie mini zestawu pięciu piosenek. Sama idea już daje do myślenia. Mdlić zaczyna gdy przechodzimy do meritum.

Czemu EP-ka potwierdza zabobon? Po pierwsze, The Cure poszło na łatwiznę (to słowo mogłoby się pojawić jeszcze kilka razy w tym tekście) i zrobiło bardzo mało trafny, odpychający i prześwietlony kolaż wszystkich coverów do dotychczasowych singli wydanych w tzw. mixie numer 13. Graficy zespołu się nie popisali, a przecież osobno te pozycje prezentowały się znakomicie (sam spędziłem kilka ładnych godzin na dyskusji z fanami czy po ułożeniu tej pewnego rodzaju mozaiki nie powstanie jakiś symbol, może symbol z nowej płyty). Z muzyką jest tak samo. ''Prześwietlona i połączona ze sobą'' wypada co najmniej blado. Znacie Jade'a Pugeta albo Juliana K? Nic dziwnego, że nie, to w końcu przedstawiciele sceny EMO. Kto wpadł na taki szatański pomysł powierzenia tym smutnym chłopcom przerobienia piosenek...najsmutniejszej grupy na świecie? Pewnie Smith, dobrze znany ze swojego nieskrępowanego niczym świrostwa. Teraz w koncu przesadził.

The Only One, jeden z najbardziej radosnych momentów całej twórczości zespołu jest poddany operacji przeszczepu organów instrumentalnych i wyrzucenia ich do śmietnika. Brzmi na pół akustycznie i przypomina nagrania (prosto z mostu!) Linkin Park... + ten żałosny chórek - długo mi z głowy nie wyjdzie. Po takim opisie zabrzmi to dziwnie, ale razem z najnowszym singlem The Perfect Boy, w ożywionej wersji, która z początku budzi skojarzenia z niezapomnianym Close To Me są to jeszcze całkiem znośne fragmenty. A prawdę mówiąc to jedyną wadą tego drugiego jest brak pomysłu na przearanżowania refrenu i nadanie jakiegoś zalążka melodii. Muzyczne samobójstwo ma tym razem tytuł Freakshow. W oryginale pokazał The Cure w dość swobodnej i humorystycznej konwencji przywołującej na myśl Wrong Number oraz Never Enough. Cały klimat popsuł Jade Puget przemieniając Freakshow w przegniły hymn muzyki trance końca lat 90. Tandeta biję do słuchacza ze wszystkich stron, a wokal Smitha zostaje poddany niezwykle bolesnym vocoderowym torturom. Czy potrafię to jakoś zobrazować jeszcze bardziej dobitnie? Może Eiffel 65. Zgrozo!

Po takiej dawce mocno boozującego szoku nie łatwo skupić się na pracy Gerrarda Waya z My Chemical Romance nad Sleep When I'm Dead. Schemat jest podobny. Numer zostaje podkręcony - artysta znów ignoruje fakt, że wokal zupełnie nie rozumie się z linią melodyczną - i brutalnie odziany w podobne dyskotekowe buczenie w refrenie. Totalna nuda i prostactwo. Zero poważnej innowacji.
Mając do czynienia z taką wolną amerykanką radziłbym jak najszybciej wycofać zamówienia na produkt z internetowych sklepów. Pokładanych w sobie nadziei nie spełnia nawet wyglądający na bardziej ambitny Exploding Head Syndrome. To piąta kompozycja, zamykająca wreszcie niezwykle nieudany zestaw. Ponad 20 minutowy fragment, będacy kombinacją i miksem wszystkich numerów został przygotowany przez supportujący The Cure podczas ich tegorocznego europejskiego tourne zespół 65 Days Of Static.

Muzyka The Cure nie nadaje się do miksowania. Takie mam odczucia po zapoznaniu się z tym nużącym i z lekka kiczowatym wytworem kilku amatorów, którzy na co dzień zasilają składy m.in. Fall Out Boy. Po-epkowa depresja nasila się tym bardziej, że Hypnagogic States jest prawdopodobnie ostatnim wydawnictwem poprzedzającym bezpośrednio wydanie zapowiadanego od półtora roku albumu 4:13. Co ja mam pomyśleć o aktualnej formie The Cure w takim momencie? Specjalnie dla EP-ki przesunęli premierę albumu o kolejne 30 dni, nie dawno znów o kolejne14. W praktyce to nie oni popełnili te remixy, ale czy równie mocno nie boli fakt, że dali przyzwolenie na publikacje karykatur swoich własnych małych dzieł? Pachnie tu naciąganiem i artystycznym wypaleniem. The Verve śpiewało, że ''all in the mind'', co powoduje, że nie potrafię na razie podnieść kciuka w górę oraz być hurra-optymistom w oczekiwaniu na 4:13, pomimo komfortu bezpieczeństwa jaki dostałem pośrednio od grupy, która zapewniła, że producentem płyty nie jest żadna osoba związana z przekształcaniem singli na Hypnagogic States.



sobota, 6 września 2008

Notowanie 92 (06.09.08)

AP. PP. LT.

01. 03. 02. Kings Of Leon - Sex On Fire

02. 02. 07. Beck - Chemtrails
03. 10. 02. Oasis - The Shock Of Lightning
04. 11. 03. Guillemots - Kriss Kross
05. 01. 08. Interpol - Rest Of My Chemistry
06. 04. 09. The Cure - Sleep When I'm Dead
07. 05. 10. The Raconteurs - Many Shades Of Black
08. 09. 06. The Kills - Last Day Of Magic
09. 07. 11. The Verve - Love Is Noise
10. NE. 01. Roisin Murphy - Slave To Love

11. 08. 07. Radiohead - House Of Cards
12. 06. 05. Foo Fighters - Come Alive
13. 13. 04. Kings Of Leon - Crawl
14. 12. 05. UNKLE - Cut Me Loose
15. 14. 12. R.E.M. - Sing For The Submarine
16. 16. 07. Marillion - Whatever Is Wrong With You
17. 22. 05. Enigma - La Puerta Del Cielo
18. 20. 08. Nick Cave & The Bad Seeds - Midnight Man
19. 15. 10. The Last Shadow Puppets - Standing Next To Me
20. 19. 14. Elbow - An Audience With The Pope

21. 17. 09. Duffy - Warvick Avenue
22. 23. 04. Muchy - Wyścigi
23. 18. 12. Portishead - The Rip
24. 25. 02. Metallica - The Day That Never Comes
25. 34. 03. Sparks - Strange Animal
26. 36. 04. The Ting Tings - Great DJ
27. 21. 10. Goldfrapp - Caravan Girl
28. 33. 04. The Zutons - Always Right Behind You
29. 37. 03. Late Of The Pier - Heartbeat
30. 24. 13. The Dresden Dolls - Lonesome Organist Rapes Page-Turner

31. 29. 09. Tricky - Slow
32. 35. 06. Deerhunter - Agoraphobia
33. 27. 14. Roisin Murphy - Movie Star
34. 31. 13. The Cure - Freakshow
35. 26. 12. Amy Macdonald - Poison Prince
36. 32. 07. Bloc Party - Mercury
37. 28. 11. The Fratellis - Mistress Mabel
38. 30. 14. The Good, The Bad And The Queen - The Good, The Bad And The Queen
39. NE. 01. Coldplay - Yes/Chinese Sleep Chant
40. NE. 01. Strachy Na Lachy - Po Prostu Pastelowe

41. 43. 07. Stolen Babies - A Year Of Judges
42. 40. 13. Tindersticks - The Hungry Saw
43. 38. 14. Morrissey - All You Need Is Me
44. 39. 09. Gabriella Cilmi - Sweet About Me
45. 46. 03. Moby - The Stars
46. 42. 19. Nick Cave & The Bad Seeds - More News From Nowhere
47. 48. 06. Fleet Foxes - White Winter Hymnal
48. 51. 02. Hooverphonic - 50 Watt
49. 52. 10. Primal Scream - Can't Go Back
50. 44. 22. Interpol - Pioneer To The Falls

51. NE. 01. The Fratellis - Look Out Sunshine
52. 41. 06. Czesław Śpiewa - Mieszko I Dobrawa Jako Początek Państwa Polskiego
53. 47. 08. Duran Duran - Skin Divers
54. 49. 16. M83 - Graveyard Girl
55. 45. 11. Lowe - A 1000 Miles
56. 50. 18. Coldplay - Viva La Vida
57. 53. 08. Ladyhawke - Paris Is Burning
58. 59. 13. The Hoosiers - Coops And Robbers
59. 56. 18. The Jesus And Mary Chain - All Things Must Pass
60. 54. 12. The Music - Strenght In Numbers

z 55 - Coldplay - Violet Hill - po 18 tyg.
z 57 - Sigur Ros - Inni´ Me´r Syngur Vitleysingur - po 8 tyg.
z 58 - Editors - Bones - po 11 tyg.
z 60 - Goldfrapp - Happiness - po 20 tyg.

Slave To Roisin

Na moim chomiku (patrz - moje muzyczne miejsca w sieci), w dziale DLP znajduje się nowy singiel Roisin Murphy, zatytułowany Slave To Love. Nagranie jest bardziej nowoczesną i zelektryzowaną wersją utworu Briana Eno z 1985 roku. Jeszcze wcześniej do internetu podano wiadomość, że numer będzie głównym muzycznym motywem nowej kampanii reklamowej Gucci'ego. Piosenka zostanie wydana na singlu razem z utworem Movie Star znajdującym się już na ostatniej jak dotąd płycie wokalistki Moloko. Planowana data premiery - 29 września.