czwartek, 11 września 2008

The Cure - Hypnagogic States [EP] - 2008











01 - The Only One
02 - Freakshow
03 - Sleep When I'm Dead
04 - The Perfect Boy
05 - Exploding Head Syndrome

Hypnagogic States jest smutnym potwierdzeniem zabobonu głoszącego, że muzyka jest często
proporcjonalnie ''udana'' co do okładki. W tym wypadku to porzekadło sięga głębiej. 13 maja zaczęła się wielka kampania promocyjna grupy. Plan był bardzo sympatyczny i pro-fanowski. Wydać 4 single przed premierą płyty, każdy 13 dnia kolejnego miesiąca. Kiedy zabrakło pomysłów (czyt. wszystko co mieli to wydali, a płyty jak nie było tak nie ma) trzeba było po raz kolejny skłonić fanów do wydania kilku funtów na EP-kę, która już teraz ma przypinkę największego zapychacza w dyskografii The Cure. Elementami Hypnagogic States są bowiem ciągle bardzo świeże nagrania singlowe, tyle tylko, że zremixowane przez sztab pewnych osób i wydanych w formie mini zestawu pięciu piosenek. Sama idea już daje do myślenia. Mdlić zaczyna gdy przechodzimy do meritum.

Czemu EP-ka potwierdza zabobon? Po pierwsze, The Cure poszło na łatwiznę (to słowo mogłoby się pojawić jeszcze kilka razy w tym tekście) i zrobiło bardzo mało trafny, odpychający i prześwietlony kolaż wszystkich coverów do dotychczasowych singli wydanych w tzw. mixie numer 13. Graficy zespołu się nie popisali, a przecież osobno te pozycje prezentowały się znakomicie (sam spędziłem kilka ładnych godzin na dyskusji z fanami czy po ułożeniu tej pewnego rodzaju mozaiki nie powstanie jakiś symbol, może symbol z nowej płyty). Z muzyką jest tak samo. ''Prześwietlona i połączona ze sobą'' wypada co najmniej blado. Znacie Jade'a Pugeta albo Juliana K? Nic dziwnego, że nie, to w końcu przedstawiciele sceny EMO. Kto wpadł na taki szatański pomysł powierzenia tym smutnym chłopcom przerobienia piosenek...najsmutniejszej grupy na świecie? Pewnie Smith, dobrze znany ze swojego nieskrępowanego niczym świrostwa. Teraz w koncu przesadził.

The Only One, jeden z najbardziej radosnych momentów całej twórczości zespołu jest poddany operacji przeszczepu organów instrumentalnych i wyrzucenia ich do śmietnika. Brzmi na pół akustycznie i przypomina nagrania (prosto z mostu!) Linkin Park... + ten żałosny chórek - długo mi z głowy nie wyjdzie. Po takim opisie zabrzmi to dziwnie, ale razem z najnowszym singlem The Perfect Boy, w ożywionej wersji, która z początku budzi skojarzenia z niezapomnianym Close To Me są to jeszcze całkiem znośne fragmenty. A prawdę mówiąc to jedyną wadą tego drugiego jest brak pomysłu na przearanżowania refrenu i nadanie jakiegoś zalążka melodii. Muzyczne samobójstwo ma tym razem tytuł Freakshow. W oryginale pokazał The Cure w dość swobodnej i humorystycznej konwencji przywołującej na myśl Wrong Number oraz Never Enough. Cały klimat popsuł Jade Puget przemieniając Freakshow w przegniły hymn muzyki trance końca lat 90. Tandeta biję do słuchacza ze wszystkich stron, a wokal Smitha zostaje poddany niezwykle bolesnym vocoderowym torturom. Czy potrafię to jakoś zobrazować jeszcze bardziej dobitnie? Może Eiffel 65. Zgrozo!

Po takiej dawce mocno boozującego szoku nie łatwo skupić się na pracy Gerrarda Waya z My Chemical Romance nad Sleep When I'm Dead. Schemat jest podobny. Numer zostaje podkręcony - artysta znów ignoruje fakt, że wokal zupełnie nie rozumie się z linią melodyczną - i brutalnie odziany w podobne dyskotekowe buczenie w refrenie. Totalna nuda i prostactwo. Zero poważnej innowacji.
Mając do czynienia z taką wolną amerykanką radziłbym jak najszybciej wycofać zamówienia na produkt z internetowych sklepów. Pokładanych w sobie nadziei nie spełnia nawet wyglądający na bardziej ambitny Exploding Head Syndrome. To piąta kompozycja, zamykająca wreszcie niezwykle nieudany zestaw. Ponad 20 minutowy fragment, będacy kombinacją i miksem wszystkich numerów został przygotowany przez supportujący The Cure podczas ich tegorocznego europejskiego tourne zespół 65 Days Of Static.

Muzyka The Cure nie nadaje się do miksowania. Takie mam odczucia po zapoznaniu się z tym nużącym i z lekka kiczowatym wytworem kilku amatorów, którzy na co dzień zasilają składy m.in. Fall Out Boy. Po-epkowa depresja nasila się tym bardziej, że Hypnagogic States jest prawdopodobnie ostatnim wydawnictwem poprzedzającym bezpośrednio wydanie zapowiadanego od półtora roku albumu 4:13. Co ja mam pomyśleć o aktualnej formie The Cure w takim momencie? Specjalnie dla EP-ki przesunęli premierę albumu o kolejne 30 dni, nie dawno znów o kolejne14. W praktyce to nie oni popełnili te remixy, ale czy równie mocno nie boli fakt, że dali przyzwolenie na publikacje karykatur swoich własnych małych dzieł? Pachnie tu naciąganiem i artystycznym wypaleniem. The Verve śpiewało, że ''all in the mind'', co powoduje, że nie potrafię na razie podnieść kciuka w górę oraz być hurra-optymistom w oczekiwaniu na 4:13, pomimo komfortu bezpieczeństwa jaki dostałem pośrednio od grupy, która zapewniła, że producentem płyty nie jest żadna osoba związana z przekształcaniem singli na Hypnagogic States.



2 komentarze:

Anonimowy pisze...

ale ich zjechales :)

pawelsoja pisze...

Posłuchaj, a zrozumiesz czemu.