niedziela, 5 października 2008

The Raveonettes - Sometimes They Drop By [EP] - 2008










01. Way Out There
02. Blood Red Leis
03. Sometimes They Drop By
04. Vintage Future

Kto by pomyślał, że elektronizacja muzyki dotknie tak staroświecki (brzmieniowo) i konserwatywny zespół jakim jest duński duet The Raveonettes. Oczywiście muzycy wcześniej nie stronili od podstawowego zestawu grajków imitujących brzmienie różnych instrumentów i uplastyczniających kompozycje, ale na nowym wydawnictwie posunęli się spory krok do przodu w tej dziedzinie.

Tak w ogóle mamy do czynienia z EP-ką, wydaną niecały rok po premierze jednej z najlepszych pozycji w roku 2007 - Lust, Lust, Lust - którego to Raveni byli twórcami. Cztery premierowe utwory zostają podane w kolejności od najdłuższego do najkrótszego i są naładowane energią wprost proporcjonalnie do tej kolejności.
Way Out There to najprawdziwsza ''soczysta jazda piłą mechaniczną'' zarejestrowana w studio Pana Wagnera i Pani Foo. Ale czy nie grali tak w przeszłości? Charakterystyczny ''nieobecnie'' wokalizujący dwugłos to również chleb powszedni formacji. Haczykjest więc gdzie indziej. Jest on ukryty w organowej harmonii (budzącej na myśl dokonania Primal Scream i tym podobnych zbawców alternative dance/rocka z początku lat 90), która do znudzenia rozbrzmiewa jako dodatek do głównej linii melodycznej. Jeszcze większej zabawy Raveni dostarczają w drugim Blood Red Leis. Tu z kolei można pokusić się o porównania do...U2, i to tego U2 z czasów płyty All That You Can't Leave Behind - konkretnie mam na myśli intro piosenki Beautiful Day. I znów to samo. Motyw zapętlony w kółko i w dalszej części gra bardzo niedostrojonych instrumentów gitaropodobnych. Jak można nie kochać Raveonettes za takie proste, melodyjne i jednocześnie sycące wszystkich zgrzyto-maniaków granie? Znów im się udało!
Ale to nie koniec. Tytułowe nagranie to bezwstydna kalka prawdopodobnej najpopularniejszej ścieżki dźwiękowej świata do serialu Twink Peaks. Co prawda od tytułowego motywu różni się przede wszystkim bardziej bogatym aranżem i mniej surowym brzmieniem (rozmyte klawisze), ale skojarzenia są po prostu NIEUNIKNIONE. Gdy oczarowany dźwiękami Sometimes They Drop By rozmyślam nad tym czy warto chwalić takie przemycanie klasyki...do klasyki, zastaje mnie smutna perspektywa końca tego mini albumu. Vintage Future jest jakby naturalnym rozwinięciem poprzedniego utworu, jeszcze bardziej taneczne (oczywiście to słowo w przypadku The Raveonettes ma nieco inne znaczenie) i tym razem bez wokali, ale za to z niesamowitą partią gitary Sune Wagnera - chyba tak z obowiązku, by nie zapomnieć, że to alternatywna scena muzyki lat 60 jest główną platformą startową dla ''najgłośniejszego zespołu Europy''.

Żałuję ogromnie, że nie ma na tym wydawnictwie większej ilości materiału. Mimo to, te niecałe 15 minut muzyki dają dobre wyobrażenie o potencjale formacji, będącej chyba w najlepszym okresie w swojej karierze. Nie można im mieć za złe czerpania z tych wszystkich zespołów i wydawnictw, które przewijają się przez myśl podczas słuchania Sometimes They Drop By. Zresztą, założę się, że to tylko czysty przypadek....i tak od Twin Peaks 2008 nie uwolnię się na długo ;] Wkładam ich do ciągle niestety prawie pustego (Arcade Fire, Interpol, ?) i dziurawego (Ci, którzy zawiedli mimo dobrego startu) worka z największymi nadziejami na najlepsze wydawnictwa najbliższych miesięcy. Oni to zrobią. Obiecuję!



Brak komentarzy: