środa, 29 października 2008

Depeche Mode - Songs Of Faith And Devotion - 1993










01 - I Feel You
02 - Walking In My Shoes
03 - Condemnation
04 - Mercy In You
05 - Judas
06 - In Your Room
07 - Get Rigth With Me
08 - Rush
09 - One Caress
10 - Higher Love

Songs Of Faith And Devotion (albo po prostu SOFAD jak to przyjęło się na przestrzeni lat) to podręcznikowy przykład na to jak stworzyć wyśmienity album. Konkretnie proponowałbym poszukać w rozdziale: Jak to się robi, gdy umiejscowią cię na odludziu, na Hiszpańskiej prowincji, sesja nagraniowa to jedno wielkie kurewstwo, wokalista (o ile jest przytomny) pojawia się na parę minut by wybełkotać kilka niewyraźnych sylab, a zrozpaczony główny kompozytor doprowadzony do ostateczności wznosi toast mówiąc ''It's really fucking waste of time''. Pozazdrościć tylko samozaparcia i podziękować kilku mniej czołowym osobom ze sztabu Depeche Mode, że dzięki ich pracy owoce sesji w Madrycie, Hamburgu oraz Londynie nie poszły na marne.

SOFAD to bardzo nietypowy album w dyskografii grupy, który tak naprawdę zaczął ich przygodę z szeroko rozumianą muzyką rockową, ale zanim poruszymy ten temat, dodać trzeba, że cała seria problemów jakie napotkały grupę w okresie 1991-93 zaczęła się o wiele bardziej typowo. Scenariusz przecież jest zawsze tak samo oklepany. Męcząca trasa koncertowa. Ogromna popularność płyty Violator (199o) i związane z tym faktem wielkie zainteresowanie mediów doprowadziło do sytuacji gdzue trzeba było się już za coś wziąć....tylko za co i w jaki sposób, by nie trafić w błędne koło? David Gahan, w owym czasie silnie zafascynowany muzyką rockową podsunął kilka idei, które po głębszych konsultacjach przybrały tak niebanalne kształty jak kultowe już w dorobku grupy I Feel You (prawdziwa rockowa piosenka na stadiony, trochę made in USA) czy przestrzenny Higher Love. Nie od dziś bowiem słysząc określenie rock elektroniczny w jak najbardziej naturalny sposób najszybciej kojarzę ten termin z SOFAD-em, płytą pełną twardej elektroniki (Mercy In You) ułożonej pośród gęstych i gorzkich riffów (In Your Room) i przybierającej najróżniejsze formy, aż po skojarzenia z industrialem (Rush). Kluczem do sukcesu SOFAD-u jest również przekaz bijący bezpośrednio z okładki. ''Piosenki o wierze, piosenki o poświęceniu''. SOFAD jak żaden inny album DM jest w bardzo mocny sposób powiązany z religia i jej podobną tematyką. Martin Gore w swoich tekstach wciela się z jednej strony w Jezusa radzącego nam jak trafić do swojego Królestwa (Judas) oraz próbującego zjednać z sobą wszystkich ludzi, wprowadzić uniwersalne wartości (Get Right With Me), ale również ze szczerą pogardą zwracającego się o sprawiedliwość człowieka, który jest oskarżony, potępiony, winny i cierpiący (Walking In My Shoes, Condemnation). Słucha się tego z ogromną ciekawością, zadumą i pokorą dla talentu Gore'a.

Strona stricte-muzyczna to też osobna bajka zasługująca na naprawdę spory wywód. Wszechobecne sekcje symfoniczne, szczególnie uwypuklone w urzekającym, trochę nie przystającym do reszty kompozycji One Caress równoważą się m.in. z gęstą i mroczną partią bębnów w In Your Room. I to właśnie wszelkiego rodzaju próby gry na tym instrumencie przez Alana Wildera są najistotniejszą zmianą w strukturze kompozycji Depeche Mode. Bębny dodają utworom siły, głębi, a na trasie koncertowej Devotional Tour odgrywały w wielu momentach pierwoplanową rolę. Do czasu wydania SOFAD-u zespół nie miał też tak rozbudowanych i napisanych z takim rozmachem utworów jak wspomniane już In Your Room i Walking In My Shoes - zdecydowanie dwa najwspanialsze momenty twórczości brytyjczyków. Pierwszy to koszmar niewolnika opowiadającego historię swojego życia w zamknięciu i uzależnieniu od swojego pana, a tłem dla tej opowieści jest przede wszystkim motoryczna perkusja wybijająca złowrogo kolejne sekundy utworu i apokaliptycznie brzmiący kolaż różnych giatorywych eksperymentów, dający się słyszeć w końcowej fazie kompozycji. W takich momentach poważnie podchodzi się do pół-żartem wypowiadanych przez niektórych miłośników Depeche Mode zdań - ''Obudzić się o północy, usłyszeć In Your Room i umrzeć''.
Drugi numer przedstawia obraz całkiem przebojowej piosenki opartej na ''wędrującej'' linii basu, ale zamkniętej w niestandardowym wymiarze czasowym i pełnej przepychu aranżacji [+ najlepszy klip grupy w historii].

Brutalnie przerwę wszystkie dyskusję odnoszące się do historii powstania tej płyty i odpowiem - ''Tak''. Tak, warto było przejść przez całą tą męczarnie związaną z nagrywaniem płyty, jak i późniejszą trasą koncertową związaną nierozłącznie z depresją Andrew Fletchera, dalszym pogrążaniu się w nałogu Davida Gahana i odejściem w 1995 roku z szeregów Depeche Mode Alana Wildera. Założe się, że bez tych wszystkich zdarzeń nie byłoby SOFAD-u, albo nie byłoby przynajmniej płyty, do której po latach warto byłoby dołożyć kilka swoich słów. Sami członkowie przyznają jak ważna jest to pozycja w ich dyskografii. Łatwo dowiedzieć się, że piosenką życia wokalisty grupy jest ocierający się nieco o stylistykę gospel utwór Condemnation, a Alan Wilder podziela moje zdanie na temat Walking In My Shoes i In Your Room. Płyta roku 93? Czemu nie, a odważyć mogę się na o wiele bardziej chwalebne tytuły. A tak na marginesie:

''Człowiek przetrwa Szorstkie okoliczności Pozostanie żywy Podejmując trudne decyzje...i nagra znakomitą płytę
''

Żeby to tak działało za każdym razem jak wtedy...


1 komentarz:

Anonimowy pisze...

świetna recenzja genialnego albumu