wtorek, 26 sierpnia 2008

R.E.M. - Monster - 1994










01. What's The Frequency, Kenneth?
02. Crush With Eyeliner
03. King Of Comedy
04. I Don't Sleep, I Dream
05. Star 69
06. Strange Currencies
07. Tongue
08. Bang And Blame
09. I Took Your Name
10. Let Me In
11. Circus Envy
12. You

Jeśli wierzyć słowom lidera formacji R.E.M., prace nad krążkiem Monster wydanym pod koniec 1994 roku przebiegały nie tylko pod dużą presją ze strony otoczenia, ale także w atmosferze nasyconej wzajemną motywacją jakiej jeszcze nigdy nie było. ''We broke up . . . We reached the point where none of us could speak to each other, and we were in a small room, and we just said 'Fuck off' and that was it'' - mówił po latach.

Przysłowiowy kop w dupę znalazł swoje odbicie w piosenkach, które znalazły się na tym jednym z najbardziej skrajnych płyt, wtedy jeszcze kwartetu z Athens. Nie wszyscy podchwycili ewidentną chęć zmiany toru przez zespół i jednoczesne odcięcie się od tzw. slow-paced albumów.
Od pierwszych sekund What's The Frequency, Kenneth? słychać, że chłopcy poważnie podeszli do słowa ''rock''. Przesterowana gitara Petera Bucka, duża pulsacja, piękne zabrudzenie tła - i tylko głos przypomina ten z Automatic For The People i innych płyt zespołu.
Prawie identycznie (tylko wolniej) jest w Crush With Eyeliner. Gitara jest absolutnie na pierwszym planie, unosi całą kompozycje na kilku prostych, ale jakże wyrazistych i twardych akordach. Przenikliwy gwiazd w refrenie dodaje CWE jeszcze bardziej ''niedbałego'' klimatu.
Nic dziwnego. Monster nie powstał tylko i wyłącznie pod wpływem chęci nagrania czegoś bardziej soczystego, ale wpasował się również w rynek, który w owym okresie ciągle otaczał kultem grupy noise-popowe, indie rockowe, a przede wszystkim grunge'owe.

Śmierć Kurta Cobaina, bliskiego przyjaciela Stipe'a też pozostawiła swoje piętno na płycie. Nie tylko duchowe, ale i materialne. Let Me In przypomina największe pain-songi formacji z Monty Got A Raw Deal czy The Wrong Child na czele, jednak tym razem z ''odrobiną'' gitary w tle i w hołdzie zmarłemu przyjacielowi. Sytuacja powtarza się przy Strange Currencies, co świadczy o dużym upływie przyjaciół grupy w czasie prac nad Potworem. Tym razem padło na aktora, Rivera Phoenixa. Rytmika podobna jak przy Everybody Hurts, bardzo podoba. Strange Currencies spokojnie mógłby znaleźć się na poprzedniej płycie formacji. Po latach niedoceniony, nie umieszczony na płycie The Best Of, a warty tego w takim samym wymiarze jak jego wielki protoplasta.

Typowych ballad tu prawie nie ma, ale jest jeden ewenement na którym warto pogłośnić.
Jest nim Tongue. Można odnieść wrażenie, że pośród ''brudnej bandy Monstera'' jest to piosenka-żart. Na oklaski zasługuje warstwa wokalna. Na cztery minuty znika Stipe-flejtuch, a z głośników dobiega czysty falset. Mało tego. Żeby było jeszcze ciekawiej wypada zacytować wypowiedź muzyka na temat kompozycji: ''I tried to be a girl in this song, really (...) It's all about cunnilingus*''. Dla niewtajemniczonych gwiazdką oznaczyłem określenie pewnej bardzo erotycznej czynności.
Po za tym po staremu. Wybuchowa mieszanka złożona z wygranego z punkową energią Star 69 czy zapętlonego Bang And Blame (z gościnnym udziałem siostry wokalisty) daje radę.

Nie wiem dlaczego recenzenci boją się w przypadku Monster używać określenia post-grunge. Ja jak najbardziej popieram tą formę oznaczania najbardziej agresywnej wersji Amerykanów.
Jeśli ktoś ma jakieś wątpliwości wsłuchując się w hitowe i w pewnym sensie najbardziej radosne What's The Requency, Kenneth? to odsyłam na sam koniec gdzie spotkać można Circus Envy (czysta Nirvana) i kolejny, ukazujący chęć kombinowania i powolnego budowania nastroju You.
Koniunktura na podobne granie zaczęła powoli gasnąć wraz z wejściem w drugą połowę lat 90. Dobrze się stało, że R.E.M. również zostawił po sobie ślad w tej części historii muzyki rozrywkowej. Nie sztuką jest hałasować, trzeba mieć przekaz i pomysł. Na tym opierał się grunge, na tym opierał się R.E.M. w 1994 roku.





2 komentarze:

Zuza pisze...

To była moja pierwsza płyta w zyciu. Jako, że rok był 95, to oczywiście pochodziła z bazarku, ale mam ją do tej pory!
:)

Anonimowy pisze...

Jak to z bazarku i co ma do tego '95 rok? Nie gadaj idiotyzmów. Normalnie się kupowało w sklepach muzycznych, a nie jakieś androny cedzisz, komentująca Zuzo. Polska była i jest bogatym krajem Zachodu, innej opcji nie ma!