czwartek, 9 lipca 2009

La Roux - La Roux - 2009










01 - In For The Kill
02 - Tigerlily
03 - Quicksand
04 - Bulletproof
05 - Colourless Colour
06 - I'm Not Your Toy
07 - Cover My Eyes
08 - As If By Magic
09 - Fascination
10 - Reflections Are Protection
11 - Armour Love

O ile mnie pamięć nie myli, to duet La Roux był jednym z artystów wytypowanych jako ''nadzieja na rok 2009'' w słynnym plebiscycie BBC, który rok rocznie gromadzi sztab znudzonych muzycznym światkiem ekspertów i pozwala im pofantazjować o tym jakie pięknie by było gdyby... Gdyby co? Kilka lat temu między wierszami dało wyłowić się takie nazwy jak Scissor Sisters, Keane, Franz Ferdinand, a nawet Interpol. Teraz zgodnie z życzeniami opinii publicznej pałeczka przechodzi w stronę młodych zdolnych wokalistek, głównie romansujących z prostym i mało ekscytującym electropopem, r'n'b, dance i na każdym kroku podkreślającymi, że jak były małe to słuchały Blancmange oraz Yazoo. I w tym momencie, gdy wydawać by się mogło, że ten tekst jest o tym jak zakłamany staje się rynek popkultury pojawia się La Roux.

Korzystając z metody ''daj osłu marchew'' rzucili na rynek kilka nieprzyzwoicie skocznych singli, a żniwo zebrali przy okazji świeżutkiej płyty, tzw. self-titled albumie. W Wielkiej Brytanii
przegrali bój o pierwsze miejsce tylko z pośmiertnie królującym Michaelem Jacksonem (kto by nie przegrał?), teoretycznie są więc najlepsi. To jeden z tych jasnych punktów nowej fali synthpopu przy którym można z dużym przekonaniem stwierdzić, że w młodości bawili się w OMD (''As If By Magic'', ''Fascination'') i uczyli się rzemiosła na płytach Human League (''In For The Kill''). Na debiucie prezentują więc styl zbliżony do mistrzów epoki, nieco przeprodukowany, zbyt kąśliwy, ale jednak mocny i satysfakcjonujący mnie swoją melodyjnością.
Z drugiej strony, może idee stylu się nieco zmieniły (albo jestem nie na czasie), ale konserwatywnych wielbicieli popowego szaleństwa może czekać mała dezorientacja w czasie, gdy będą próbowali połapać się gdzie ukryty jest ten minerał przebojowości. Langmaid, Odpowiedzialny za muzyczną stronę zespołu, nie stroni bowiem od wyrazistych, twardych beatów i mało zgrabnych partii klawiszowych - głównie generowanych przez komputer...to, że komputer wydaje się być momentami najprostszą zabawką do tworzenia plików midi to już inna sprawa. Ma to swój wewnętrzny urok i czy się spodoba, zależy tak naprawdę od osobistych preferencji słuchacza. Jeśli od tej łupankowej formuły rozboli głowa, warto zajrzeć na drugą stronę płyty kryjącej - komponowane w identyczny sposób, ale jednak - ballady.

O agresywnie-szałowym ''Bulletroof'' czy wybranym na następny singiel i osadzonym w słodko-lepkich aranżach ''I'm Not Your Toy'' pewnie nie raz będzie dane nam usłyszeć na radiowych playlist. Ważniejsza w tym momencie jest kwestia tego czy ''La Roux'' pojawi się w jakimś ważniejszym zestawieniu pod koniec sezonu. Jeśli nie, to mając naprawdę porządny repertuar i perspektywy dalszego rozwoju pewnie i tak zginą w świecie gdzie muzykiem może być dosłownie każdy. Natomiast kilka ciepłych słów ze stron recenzentów - pierwsze z nich płyną ode mnie ;) - i poczucie przynależności do czegoś co można nazwać ''sceną'' każą postawić pytanie nie czy, ale kiedy ukaże się następca debiutanckiego krążka. I tylko jedna uwaga. Niech midi zamieni się chociażby na słabej jakości mp3. Po za tym, na wspomagacz, ale jednak te 3'5 ode mnie dostaną.



1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Dobry tekst, zgadzam się w 100 procentach z autorem:)